niedziela, 29 maja 2016

12 rozdział



*Wojtek*
Miałem 15 minut, jeszcze mokre włosy, niezawiązane buty i do przejechania kilkanaście ulic. Chyba się nie wyrobię, Ada mnie zabije zaśmiałem się w duchu. Szybko zawiązałem buty, pobiegłem do łazienki gdzie szybko „poczochrałem” moje włosy ręcznikiem. Zgarnąłem jeszcze z szafki telefon, kluczyki i portfel i wyszedłem z mieszkania. Jak na złość musiały być korki.
- Ona naprawdę mnie zabije – powiedziałem na głos
Wreszcie dotarłem pod blok Cybulskiej. Wysiadłem z samochodu, zabierając jeszcze z tylnego siedzenia prezent, który kupiłem w Gdańsku. Po chwili stałem już pod drzwiami z numerkiem „12”. Zerknąłem jeszcze na zegarek
- Nie jest źle tylko 15 minut spóźnienia – zadzwoniłem
*Ada*
Przygotowałam kolacje, ogarnęłam siebie i kuchnie nawet przeleciałam przez wszystkie kanały w TV, a tego głupka jeszcze nie ma. Byłam w łazience gdy usłyszałam dzwonek do drzwi.
- No wreszcie! – powiedziałam tak, aby ten ktoś stojący po drugiej stronie drzwi usłyszał. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam uśmiechniętą twarz Wojtka.
- No i co się tak szczerzysz, masz spóźnienie. Jak nie trzeba to przychodzisz za wcześnie. -  zaczęłam swój wywód, żeby po chwili rzucić mu się na szyję.
*Wojtek*
Wiedziałem, ze się wkurzyła, ale byłem też pewien, że długo to nie potrwa. Po swoim kazaniu Ada mnie przytuliła, czego się nie spodziewałem.
- Aż tak się stęskniłaś? – na co ona tylko mruknęła, a ja się zaśmiałem
- Może wejdziemy do mieszkania co, a nie tak na klatce? – i znowu tylko mruknięcie, musiałem wziąć sprawę w swoje ręce i to dosłownie. Wniosłem Adę do mieszkania, ale ta nie odpuszczała.
- Mam coś dla Ciebie- i poskutkowało, oczy zaiskrzyły się momentalnie jak u małej dziewczynki, która ma dostać pierwszą w swoim życiu lalkę Barbie.
- Dla mnie? A co takiego? – zapytała podekscytowana
- Jak pewnie pamiętasz ostatni mecz graliśmy w Gdańsku z Lotosem – skinęła głową – proszę to dla Ciebie – wpatrywałem się w nią, chciałem widzieć ten uśmiech
- Dziękuję! Wiesz, że tej jednej mi brakowało – pocałowała mnie w policzek i zaczęła wpatrywać się w nowy nabytek do swojej kolekcji, a była to koszulka z autografami wszystkich zawodników i trenerów Lotosu. Ada kolekcjonowała właśnie takie koszulki. Miała już koszulkę Resovii, Zaksy, Czarnych, Węgla, Politechniki, Lubina, Częstochowy, Łuczniczki no i oczywiście Skry. Ta jedna Lotos i  jest 10! 
- Dziękuję, nawet nie wiesz jak się cieszę – i jeszcze raz mnie przytuliła – dobra starczy, marsz do stołu, bo wszystko wystygnie – usiedliśmy przy stole, było pyszne jak zawsze. Kto jak kto, ale Ada gotuje świetnie. Ciągle rozmawialiśmy, śmialiśmy się. Po skończonym posiłku Ada zaczęła sprzątać
- Daj pomogę – i zabrałem jej talerze z rąk i wstawiłem do zlewu
- Chcesz jeszcze wina? – zapytała gdy wchodziłem do salonu
- Pewnie, jutro mamy wolne, więc…- zaśmialiśmy się
Usiedliśmy na kanapie, w telewizji leciały akurat „Igrzyska śmierci-w pierścieniu ognia”.
-Ada – zacząłem, a ona spojrzała na mnie
- Coś się stało? – zapytała, na co ja poprawiłem się nieco na kanapie
- Rozmawiałem z Andrzejem- ciężko było mi o tym mówić, a Ada spuściła wzrok na samo to imię
*Ada*
Wiedziałam, że kiedyś to będzie musiało się wydarzyć, kiedy Wojtek powiedział, że z nim rozmawiał… wiedziałam, że zraniłam ich obu, ale Andrzej… wiedział, że to tylko tymczasowy układ.
- O czym? - zapytałam
- Musimy się spotkać i porozmawiać – odparł Wojtek
- Wiem, ale nie mam odwagi wam obojgu spojrzeć w oczy
- To nie jest tylko twoja wina, cała nasza trójka wplątała się w tą popierdoloną sytuację i wszyscy musimy się z tym zmierzyć
 -Przyznaj, on nie chce się spotkać prawda? – Wojtek jedynie kiwnął głową.
- Kiedy i gdzie? – proste pytanie prosta odpowiedź
- W piątek o 19 u mnie
-  Ok, będę
Ciszę panującą od kilku minut przerwał Wojtek:


- Mam coś jeszcze dla Ciebie – powiedział, wyjmując z kieszeni podłużne pudełeczko
- Wojtek za dużo tych prezentów
- Są konieczne – odparł
- Co to znaczy? – co miałaby znaczyć ta konieczność
- Żebyś o mnie zawsze pamiętała – powiedział i otworzył pudełeczko. Zawartością była bransoletka z różnymi przywieszkami. Była piłka do siatki, serduszko, nutka, aparat i literka „W”
- Wyjeżdżasz? – szepnęłam, bo gula w gardle nie pozwoliła na nic więcej
- Muszę, dla siebie i dla Ciebie – powiedział ciszej i zawiesił bransoletkę na moim nadgarstku. Ze łzami w oczach patrzyłam wprost w jego oczy
- Nie możesz, Wojtek nie rób mi tego. Wiesz, że cię potrzebuje  -próbowałam, ale sama nie wiem czego
- Ada, dużo się nad tym zastanawiałem. Tak będzie lepiej, musimy od siebie odpocząć. Sama wiesz, że te relacje są chore. Najgorsze jest to, że ja to wiem, a mimo to w to brnę. Wtedy powiedziałem Ci, że musimy z tym skończyć, a po chwili siedząc w samochodzie na dole plułem sobie w brodę, że to powiedziałem. Póki jesteś obok, ja nie potrafię skupić się na innej dziewczynie.
- Daleko wyjeżdżasz?
- Na razie Francja, mam podpisany wstępny kontrakt na rok, a później zobaczymy
- A kontakt smsy, skype, będziemy rozmawiać prawda? Nie wyobrażałam sobie, żebyśmy w ogóle ze sobą nie rozmawiali.
Wojtek objął dłońmi moją twarz i powiedział:
- Umówmy się, ze to ja zadzwonię jak już wszystko sobie poukładam dobrze? – nie wytrzymałam i zaczęłam ryczeć
- Obiecuję, że się odezwę i że wrócę. Cii – przyciągnął mnie do siebie, próbował mnie uspokoić. Trwało kilka zanim się uspokoiłam.
- Czekaj pójdę po chusteczki – chciał wstać, ale skutecznie mu to uniemożliwiłam
- Kiedy jedziesz? – szepnęłam
- Za dwa tygodnie mam samolot – powiedział, a ja jeszcze mocniej się w niego wtuliłam i łzy znowu poleciały.
Obudziłam się w środku nocy, na zegarku 1.40. Obok mnie leżał Wojtek, musiał mnie tu przynieść. Zeszłam do kuchni, nalałam sobie lampkę wina, które stało na blacie. Nie mogłam pogodzić się z tym, ze nie będzie go przy mnie. Nie byliśmy już parą, byliśmy przyjaciółmi. Czy to nie jest chore? Tak to jest chore! Może Wojtek ma rację i powinniśmy się odseparować od siebie. To będzie ciężki okres. Nawet nie wiem kiedy z całej butelki wina nie zostało nic. Siedziałam na podłodze w kuchni, piłam i płakałam. Czy to nie jest żałosne? Czy ja nie jestem żałosna? Na własne życzenie spieprzyłam wszystko, więc do kogo mam pretensje?

środa, 25 maja 2016

11 rozdział

11.

*Matt*
Wspomnienia wróciły. Musiałem przewietrzyć głowę, ubrałem dres i wyszedłem z mieszkania. Nogi mnie same niosły, musiałem wyłączyć myślenie. Po jakiś 10 minutach mojego biegu pogoda strasznie się zepsuła i zaczęło lać.
- Zajebiście, to są kurwa jakieś żarty - syknąłem pod nosem, teraz gdy czuję się ja skończony śmieć...znowu, gdy wszystko wróciło, nawet pogoda musi mi to uświadamiać. 
Miałem w dupie to, ze przemokłem już do suchej nitki. W sumie było mi to na rękę, pomagał mi, deszcz zmywał ze mnie wszystko włącznie ze łzami. Postanowiłem wreszcie wrócić do domu. Po drodze moją uwagę przykuł wielki napis " SKLEP MONOPOLOWY". Wiedziałem, że alkohol i tak nic nie zmieni, ale i tak kupiłem 4-pak piwa i 0,5 jakiejś czystej. Po powrocie do domu ściągnąłem przemoczone ubrania i poszedłem pod prysznic. Po kąpieli ubrałem pierwsze co wpadło mi w ręce. Wróciłem do salonu, rozsiadłem się na kanapie i otworzyłem pierwsze piwo. Poszło jednym duszkiem. Kolejne starczyło na trochę więcej czasu. Potem było kolejne i kolejne. Nawet nie wiem kiedy nawet wódka zniknęła. Jakiś czas temu włączyłem film, ale nawet nie wiem co to było, a tym bardziej o czym. Ciągle przed oczami miałem uśmiechniętą twarz Emily, ale gdy tylko je zamknąłem od razu pojawiał się równie piękny wizerunek Ady.
*Ada*
Nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć. Nie mogłam sobie wyobrazić co czuje Matt. Gdyby Wojtek... nie wybaczyłabym sobie tego nigdy. Musiałam się czymś zająć, nieważne co to było, potrzebuję zajęcia! Postanowiłam, że ogarnę trochę swoją szafę. 
Nie pomagało mi to ani trochę. Ciągle miałam przed oczami smutnego Matt, a za chwilę jakieś tragiczne wyobrażenia z udziałem Wojtka, gdy nagle zadzwonił mój telefon. Popatrzyłam na wyświetlacz: " Wojtuś:* "
- No hej Wojtuś, co jest?
- Hej mała, wiesz może co się dzieje z Andersonem? - zaskoczył mnie tym pytaniem
- Ale o co chodzi, coś się stało?
- Nie pojawił się na dzisiejszej odprawie po powrocie do Łodzi
- Mhmm kurcze Wojtek nie mam pojęcia - skłamałam, bo co miałam mu powiedzieć
- To co o 19 u Ciebie? 
- Zgadza się, już czekam- powiedziałam z przekąsem
- Buziak! - i rozłączył się.
Kurczę mam nadzieję, że Matt nie zrobił nic głupiego. Wiedziałam, że pewnie teraz chce być sam, więc nie będę go truła telefonami. Wzięłam telefon, portfel i wyszłam z mieszkania. Musiałam iść co nieco kupić jeżeli mam zrobić jakąś kolację. Postawiłam na makaron. Przygotuję spaghetti carbonara. Do tego jeszcze czerwone wino, koniecznie pół wytrawne innego nie toleruję. Obładowana zakupami wróciłam do mieszkania. Na zegarku 17.40. Wstawiłam wodę na makaron i poleciałam wziąć szybki prysznic. Owinięta samym ręcznikiem zabrałam się za wstępne przygotowania. O 18.15 poleciałam się ogarnąć. 18.40 popisowe danie już prawie gotowe, teraz trzeba tylko czekać na wielkoluda, który wszystko zje, żeby mógł urosnąć jeszcze bardziej.

                                     ***
Dziękuję za ponad 1500 wyświetleń! Jesteście cudowni. Mam nadzieję, że będziecie ze mną do końca historii Ady. 

CZYTASZ-> KOMENTUJESZ-> MOTYWUJESZ
 

środa, 18 maja 2016

10 rozdział

10.
Nie wiedziałam jak się zachować, co powiedzieć. Po prostu się uśmiechnęłam, obróciłam i zaczęłam robić kawę. Miałam mętlik w głowie, ta sytuacja z Pawlakiem, moje relacje z Andrzejem, Wojtkiem i jeszcze teraz Matt. Nie wiedziałam co mam zrobić. Przyzwyczaiłam się do tego stylu życia, jeżeli imprezowanie można nazwać stylem. Nie wiedziałam czy jestem w stanie się zmienić, skrzywdziłam już nie jednego chłopaka, który chciał wejść w mój świat. Nawet nie mam pojęcia czy się do tego nadaję, do ponownego związku. Mój związek z Wojtkiem wytrzymał pół roku. Dużo? Mało? Sama nie wiem, wiem tyle, że zrobiłam mu straszne świństwo, a on mi wybaczył, ja bym nie potrafiła i jeszcze pewnie nieźle bym się zemściła. Andrzej...? Sama nie wiem co to było. Może chwila namiętności? Może potrzeba bliskości, a nie tylko seksu, którego przecież mi nie brakowało? A Matt... hmm jest miły, potrafi mnie rozbawić, chyba się rozumiemy, ale czy to wystarczająco dużo żeby wchodzić w coś więcej? Nie znamy się długo, ani dobrze. Prawie nic o sobie nie wiemy, ale jednak jest coś co mnie do niego przyciąga, może to ten uśmiech, albo sposób w jaki na mnie patrzy? Sama nie wiem. 
- Wystraszyłem się, proszę nie rób mi tak więcej - Anderson wyszeptał mi do ucha, kładąc ręce na mich biodrach. Czułam na szyi jego ciepły oddech, a przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Przez chwilę stałam jak sparaliżowana. Odwróciłam się tak bym stała z nim twarzą w twarz. Nic nie mówiliśmy, po prostu patrzyliśmy sobie w oczy. 
- Matt, ja nie jestem dziewczyną dla Ciebie- powiedziałam przerywając ciszę, a on tylko ściągną brwi.
- A ja nie jestem facetem dla Ciebie - zachciało mi się śmiać, równocześnie na naszych twarzach pojawił się cień uśmiechu
- W takim razie po co to wszystko? - spojrzałam na ręce Matt'a które dalej spoczywały na moich biodrach.
- Dobre pytanie. Ty tak na mnie działasz, nie potrafię o tobie nie myśleć rozumiesz? Jest coś co cholernie mnie do Ciebie ciągnie, a z drugiej strony jakaś część mnie mówi "nie pakuj się w to, nie nadajesz się do tego, nie chcesz jej zranić, nie jej Anderson" - teraz to ja ściągnęłam brwi
- Jak to zranić?
- Po prostu Ada. Nie jestem facetem idealnym jak charakteryzują mnie media. Nie nadaję się do stałych związków.
- Ale co to znaczy? Ja nie jestem idealną dziewczyną, nie ma ideałów. Mój najdłuższy związek to 7 miesięcy.
- Nieźle, mój to 2 lata - zaśmiał się
- Nie nadajesz się do stałych związków?- zapytałam z nutką ironii, a moje brwi powędrowały do góry, na co Matt się tylko zaśmiał, ale po chwili mina mu zrzedła
- Pamiętasz nasz ostatni incydent...? - kiwnęłam twierdząco głową - Uciekłem wtedy, bo wiedziałem, że na tym jednym razie się nie skończy.
- Matt błagam cię mów jaśniej
- Miała na imię Emily... nie potrafiłem być jej wierny, nie umiałem. Na początku byliśmy bardzo szczęśliwi, ale z czasem...po roku zacząłem się nudzić. Nie wystarczała mi jedna kobieta w moim łóżku. Zdradzałem ją rok, kłamałem, że mam treningi, sparingi, spotkania z trenerami. Wiele razy chciałem to skończyć i powiedzieć jej prawdę, ale bałem się.Choć nie wiem jak bym chciał ja się Ada nie zmienię.- powiedział a ja jakbym dostała teczką wspomnieć w głowę.
- Przez chwilę myślałam, że opisujesz moje, a nie swoje doświadczenia - powiedziałam cicho, a Matt spojrzał na mnie dociekliwie
- Ktoś Cię już skrzywdził, zdradził? - co ja miałam mu powiedzieć?
- Nie Matt, to ja kogoś skrzywdziłam. Wojtek... zdradziłam go z jego najlepszym kumplem. Chyba większego świństwa nie można zrobić...?
- Byłaś z Wojtkiem? Ale przecież Wy się przyjaźnicie  - zdezorientowany siedział i się we mnie wpatrywał
 - Nie chcieliśmy tego bardziej komplikować. Byliśmy dla siebie zbyt ważni
- Rozumiem, że przyjaciele?
- Najlepsi - uśmiechnęłam się na ta myśl
- A ten kumpel to? - wiedziałam że nie odpuści
- Nie wystarczy Ci to co wiesz? I tak już za dużo powiedziałam - pokiwał przecząco głową
- Andrzej - powiedziałam i wyszłam z kuchni do salonu i usiadłam na kanapie. Po chwili dołączył do mnie Matt. Panowała cisza, jednak nie była krępująca. Oboje zbieraliśmy myśli
- A Emily? Utrzymujecie kontakt? - Matt dłuższą chwilę nie odpowiadał, twarz schował w dłoniach.
- Ona...nie żyje. Popełniła samobójstwo...przeze mnie. - zatkało mnie, takiej odpowiedzi się nie spodziewałam. Nie wiedziałam co zrobić, nagle Matt wstał
- Ja już pójdę - miał łzy w oczach, serce mi się łamało. Podeszłam do niego i mocno go przytuliłam. Chwilę później wyszedł. 

niedziela, 15 maja 2016

9 rozdział

9.
-Ty chyba nie chcesz mi powiedzieć, że Ty z nim... że się z nim pieprzyłaś?!- podniósł głos. Spojrzał na mnie, a w oczach było widać nienawiść i wstręt. Nie wiedziałam co odpowiedzieć po prostu spuściłam wzrok.
- Nie, nie wierzę, dlaczego?! - potrząsnął mną
- Kamil ja..ja wiem, że nic mnie nie usprawiedliwia, ale wtedy, tej przeklętej  nocy to był pierwszy i ostatni raz - chciałam złapać go za rękę, ale ją odsunął. - Nie uczyłam się na to cholerne kolokwium, a wiedziałam, ze jeszcze jedno niezaliczenie i wylecę. To było jedyne co wpadło mi do tego pustego łba. Kamil ja naprawdę żałuję.
- Błyskotliwy pomysł przespania się z profesorem i w dodatku jeszcze z Pawlakiem - zaśmiał się ironicznie. 
- Wszystko znosiłem, to że sypiasz z kilkoma facetami tygodniowo, to że bzykasz się ze swoimi byłymi, ale to... Po chwili odetchnął głęboko. - A to dzisiaj, co się stało i  co to za kartka z drzwi?
- Chciał się dzisiaj do mnie dobrać na wykładówce. Nie pozwoliłam mu na to, najpierw dostał w ryj, a później w jaja i uciekłam. Kamil ja zaczynam się go bać - Nic nie odpowiedział, przyciągnął do siebie, a ja zaczęłam płakać.
- Więcej cie nie dotknie- wyszeptał w prost do mojego ucha.
Otworzyłam oczy, no tak zasnęłam. Chyba już ranek, bo na dworze już świta. Zorientowałam się, że jestem w swojej sypialni, pewnie Kamil mnie tu przyniósł. Narzuciłam na siebie bluzę i poszłam do kuchni. Na lodówce wisiała karteczka " Śpiochu o 8 poszedłem do pracy. Dzisiaj masz wolne, więc odpoczywaj. Gdyby się coś działo to dzwoń, jestem pod telefonem. Tylko twój Kamiś :D <3
PS: Masz strasznie niewygodną kanapę. "
- Głupek - powiedziałam i uśmiechnęłam się. Tylko ja mogłam tak na niego mówić, nienawidził tego zdrobnienia, mimo to wiedział, że poprawi mi tym humor. Zrobiłam sobie kawę, nie byłam zbytnio głodna. Usiadłam przed TV, akurat leciała powtórka meczu Skry z Lotosem.
- Szlak, zapomniałam - zaklnęłam i poleciałam po telefon do sypialni. Super 3 nieodebrane połączenia od Matt'a i 2 od Wojtka. 7 sms-ów. 
Nadawca: Matt
- Hej mała, czemu nie odbierasz?
- Halo gniewasz się na mnie?
- Ada daj jakiś znak życia. Martwię się!
Nadawca: Wojtuś :*
- Hejka :* Wygraliśmy! 3 punkty dla skrzatów. Mam nadzieję, że kibicowałaś.
- Ada co jest? Odezwij się!
- Kurwa Ada odbierz ten pieprzony telefon!
- Błagam Cię, odezwij się. Boję się!
Jezu oni mnie zabiją. Szybko wykręciłam numer do Wojtka, odebrał po pierwszym sygnale.
- Ada do cholery dlaczego nie odbierasz telefonu?!  - krzyknął, aż musiałam odsunąć aparat od ucha.
- Ja przepraszam, nic mi nie jest Wojtek. Wszystko w porządku - próbowałam go uspokoić. Usłyszałam po drugiej stronie jego głęboki oddech.
- Wiesz jak ja się martwiłem? - tym razem powiedział spokojnie i z troską
- Wiem, przepraszam. Kiedy będziecie w Bełchatowie?
- Koło 17, o 19 będę u Ciebie. Liczę na jakąś dobrą rekompensatę. Do zobaczenia mała. 
Rozłączyłam się i już chciałam wybierać numer Andersona gdy ktoś zaczął dobijać mi się do drzwi.  Pierwsza myśl...Pawlak. Ostrożnie i po cichu podeszłam do drzwi i wyjrzałam przez judasza. Szybko otworzyłam drzwi, a Matt momentalnie mnie do siebie przytulił.
- Udusisz mnie- zero reakcji - Anderson! - próbowałam wyswobodzić się z jego ramion, na darmo.
- Matt nic mi nie jest - powiedziałam ostatkiem tchu. Matt złapał mnie za ramiona i głęboko patrzył mi w oczy.
- Bałem się. Co się stało? - Matt ze łzami w oczach się we mnie wpatrywał oczekując wyjaśnień.
- Nic mi nie jest wielkoludzie - chciałam rozluźnić go trochę.
- Wejdziesz? - no tak pytanie retoryczne, bo Matt kierował się ku pomieszczeniu zwanym kuchnią.
- Kawa, herbata?
- Kawa. Padam na twarz, bo całą noc nie spałem, a o 7 jak szalony wyjechałem z Gdańska żeby sprawdzić czy moja niesforna sąsiadka jeszcze żyje - powiedział wytykając po kolei moje zaniedbania
- Niesforna mówisz? - podeszłam do niego bliżej i  przejechałam ręką po jego nodze. Miałam niezły ubaw, gdy widziałam jego minę.
- Nic mi nie jest jak widzisz - powiedziałam wesoło i pocałowałam go w policzek. Było to w miarę proste zadanie ponieważ siedział.
- No widzę, widzę - znowu ten wzrok, ten którym patrzył na mnie tamtego dnia gdy prawie... Mimowolnie przygryzłam wargę.
- Ada ja naprawdę się o Ciebie martwiłem - powiedział stając naprzeciw mnie...

 

wtorek, 10 maja 2016

8 rozdział

8.
*Ada*

Dzisiejsze wykłady strasznie mi się dłużyły.  Nienawidzę wykładów z Pawlakiem. Straszny palant. Do każdej dziewczyny się przystawia i dzisiaj też nie mógł sobie odpuścić. Po wykładzie z Malwiną moją kumpelą chciałyśmy wyjść. Zawsze spóźnione i zawsze ostatnie. Pawlak skutecznie nam to uniemożliwił zamykając salę.
-Może mi Pan powiedzieć co Pan robi? - zapytałam jeszcze spokojnie
-Oj no nie udawaj maleńka, że nie wiesz- powiedział z tym swoim uśmieszkiem.
-Zaskoczę Pana, nie nie wiem. Proszę się przesunąć, chciałybyśmy wyjść-  Zaczął mi działać na nerwy.
-Uu to nie dobrze. Ty spadaj- wskazał palcem na Malwinę.
-Dobrze się Pan czuje? Nie ma Pan prawa nas tu trzymać. - powiedziała Malwina widocznie już zirytowana
-Oj dziecinko, albo wyjdziesz stąd po dobroci, a jak nie to koleżanka powie Ci że zadzieranie ze mną nie jest dobrą opcją. - Malwina spojrzała na mnie, a ja kiwnęłam jej tylko głową dając znak żeby wyszła. Ona pokiwała przecząco głową.
- Malwina idź, odezwę się później - Znowu sprzeciw, ponagliłam ją wzrokiem. Wzięła torbę i wyszła.
-Czego znowu chcesz? - syknęłam w jego stronę gdy drzwi od sali się zamknęły.
-Ostatnio byłaś milsza. Ach tak, bo było kolokwium do zaliczenia. Z chęcią bym to powtórzył. - powiedział chytrze się uśmiechając. Wiedziałam o co mu chodzi, ale nie miałam zamiaru popełniać znowu tego samego błędu.
- To był pierwszy i ostatni raz zapamiętaj to sobie - wzięłam torebkę i już zamierzałam stamtąd wyjść
- Wyjdziesz kiedy Ci na to pozwolę - pociągnął mnie do siebie i chciał mnie pocałować
-Zostaw mnie palancie - i wymierzyłam mu z otwartej
- Ty suko, tak mi się odwdzięczasz ?! - złapał mnie za nadgarstki i przycisnął do ściany. - Gdyby nie ja to myślisz, że dostawałabyś te wszystkie stypendia naiwna idiotko?  - wiedziałam że muszę stamtąd uciec. Impulsywnie wpiłam się w jego usta żeby po chwili gdy jego uchwyt będzie lżejszy kopnąć go w jaja. Gdy się skulił wzięłam torebkę i jak najszybciej potrafiłam wybiegłam z sali. Gdy byłam już na zewnątrz kilka razy głęboko odetchnęłam. Ktoś nagle zakrył mi oczy, już chciałam zacząć krzyczeć usłyszałam znajomy śmiech.
- Kamil idioto - walnęłam mu pięścią w ramie
- Przepraszam żartowałem, Jezu Ada co się stało? - zapytał gdy tylko zobaczył moje zapłakane oczy
- Nic, ciężki dzień - chciałam uciąć temat, ale wiedziałam że on nie odpuści.
- Ada za długo Cię znam żeby Ci teraz uwierzyć, choć zawiozę Cię do domu i pogadamy- miał racje, razem się wychowywaliśmy, był moim przyjacielem. Znał mnie nawet bardziej niż Wojtek. Złapałam rękę którą Kamil wystawił i poszliśmy do jego samochodu. Mimo, że był typem chłopaka, który ma wszystko w dupie w stosunku do mnie zawsze zachowywał się inaczej. Nawet własnej matce nie otwierał drzwi do samochodu, a mi tak. Kiedyś mnie to krępowało, a teraz... Jechaliśmy w ciszy, na dworze zaczynało robić się już szaro. Zasnęłam, śniło mi się, że ten Palant mnie porwał i trzymał w jakiejś piwnicy.
- Ada, Ada ocknij się - otworzyłam gwałtownie oczy i zobaczyłam równie przestraszonego Kamila. Byliśmy dalej w samochodzie, na parkingu przed moim mieszkaniem.
- Ada wszystko gra? Krzyczałaś przez sen. Idziemy na górę? - kiwnęłam tylko głową i za moment Kamil był już z drugiej strony samochodu. Wjechaliśmy windą na 7 piętro. Zaczęłam szukać kluczy w torebce gdy usłyszałam niepokojący szept Kamila
- Ada patrz
Na drzwiach była przyklejona karteczka "Pożałujesz suko". Szybko ją zerwałam i weszliśmy do mieszkania. Nie wytrzymałam, wtuliłam się w tors Kamila i dałam upust emocjom. Staliśmy tak dobre kilka minut, tak po prostu w ciszy. Oderwałam się od niego, spojrzałam w oczy i powiedziałam
- To Pawlak - to wystarczyło. Dawno nie widziałam jego oczu tak wściekłych. Wiedział jaki on jest.
- dotknął Cię?
 Złapałam go za rękę i poszliśmy do salonu. Usiedliśmy na kanapie. Wiedziałam ze muszę mu wszystko powiedzieć, zaczynając od pierwszego razu.
- Pamiętasz to kolokwium na które kazałeś mi się uczyć? - na co kiwną głową- Olałam to, wolałam imprezować. Tamtej nocy zrobiłam coś beznadziejnego. Ja..byłam w klubie i nieźle się naprułam, a potem... poszłam do Pawlaka.

poniedziałek, 2 maja 2016

7 rozdział



7.
*Matt*

Droga do Gdańska zajęła mi nieco ponad 3 godziny, dobry wynik. Całą drogę zastanawiałem się co powinienem zrobić, jak się zachować, czy spróbować czegoś więcej. Oczywistością jest, że te pytania dotyczyły Ady. Odkąd pierwszy raz przekroczyłem próg jej mieszkania pojawiło się coś co cholernie mnie do niej przyciąga. Te jej oczy, którymi onieśmieliłaby każdego, uśmiech, na widok którego od razu też się uśmiecham. Jest bardzo piękną kobietą, ale wygląd to nie wszystko, to jest tylko dodatek do świetnego charakteru, który wciąż jest dla mnie zagadką.
Po dojechaniu na miejsce, zaparkowałem pod ERGO, widziałem, ze autobus SKRY już jest. Ja wolałem pojechać swoim samochodem, jakoś pewnie się czuję gdy to ja prowadzę. Wysiadłem z samochodu, wyciągnąłem torbę z bagażnika i skierowałem swoje kroki do wejścia na halę. Poszedłem do szatni gdzie skrzaty się już przebierały. Zaraz zaczynamy rozgrzewkę.
-Hej wszystkim – powiedziałem i po kolei przybijałem piątkę z każdym zawodnikiem.
- No hej, co to za spóźnienie? – Karol jak zwykle musi wszystko wiedzieć
- Miałem cos do załatwienia w Bełchatowie rano – powiedziałem zgodnie z prawdą
- A coś więcej? – dopytywał Kłos, a reszta wlepiła we mnie wzrok
- Musiałem porozmawiać z pewną piękną dziewczyną – na samą myśl o Adzie uśmiech wkradł mi się na twarz
- Ooo widzę Anderson się zakochał – chłopacy zagwizdali, a ja tylko pokręciłem z politowaniem głową i zacząłem się przebierać, bo Miquel już był nieźle wkurzony, że tak się guzdrzemy.
Rozgrzewka, trochę rozciągania, odbijania w parach i zagrywka. O 17.30 hala zaczęła się wypełniać. Bełchatowscy kibice nigdy nie zawodzą, żółto-czarni tak jak Gdańszczanie przybyli w licznej grupie.
Prezentacja wyjściowych szóstek, wreszcie się doczekałem i wychodzę w pierwszym składzie. Musze dać z siebie wszystko, pokazać z jak najlepszej strony. Po kilku minutach pierwszy gwizdek i  jedziemy. Dostawałem sporo piłek i zadziwiająco dobrze mi wchodziły. Atak za atakiem, coraz bardziej precyzyjnie. Pierwszego seta wygraliśmy bez większego problemu 19:25.
W drugim zaczęły się kłopoty z przyjęciem zagrywki Troy’a. Ma chłopak siłę. Na drugiej przerwie technicznej przegrywaliśmy dwoma punktami. Falasca trochę na nas się powydzierał i chyba zadziałało, bo szybko zaczęliśmy odrabiać straty. 23:24 mój serwis. Wziąłem głęboki oddech i przywaliłem najmocniej jak mogłem. AS! W sam narożnik boiska. Lotos nawet nie drgnął.  0:2 w setach, jeszcze jeden i jedziemy do domu z kompletem punktów. Przed trzecim setem, byliśmy bardzo skoncentrowani, wiedzieliśmy, że nie możemy już tego meczu wypuścić z rąk. W trzeciej partii Gdańszczanie nie odpuszczali, najbardziej zacięty pojedynek. Niko posłał do mnie piłkę przy wyniku 11:15. Atak i punkt, ale coś było nie tak. Przed oczami ciemność i nagły ból uda. Gdy otworzyłem oczy zobaczyłem sztab medyczny przy mnie. Lekarz masowal moje udo, a po kilku chwilach Uriarte wraz z Kłosem pomogli mi wstać i odprowadzili mnie do krzesełek, gdzie sztab się miał mną zająć. Po przerwie technicznej mielismy pięć punktów przewagi. Skrzaty doprowadziły seta do końca i mecz skończył się 0:3 dla gości. Siedziałem na krześle i patrzyłem jak koledzy się cieszą. Też się cieszyłem, bo wygraliśmy, ale z drugiej strony byłem wściekły, za tą nogę. Lekarz powiedział, ze to nic poważnego, lekkie naciagniecie, a bolało tak, bo w tym samym czasie złapał mnie skurcz. I nagle usłyszałem MVP Matthew Anderson. Myślałem, że się przeslyszalem. Wziąłem kule i doczłapałem do prezydenta Gdańska. Grzecznie podziekowalem i poszedłem do drużyny. Po kilku minutach poszedłem do szatni, inni jeszcze zostali i rozdawali autografy. 

6 rozdział



6.

*Ada*

-Matt? – przed moimi drzwiami stał Anderson z bukietem herbacianych róż w ręku
-Cześć Ada – przywitał się, a ja skinieniem ręki zaprosiłam go do środka.
-To dla Ciebie- podał mi kwiaty i po chwili dodał – na przeprosiny.
-Przeprosiny? Za co? Nic się przecież nie wydarzyło- powiedziałam z uśmiechem. Nie chciałam tego roztrząsać.
- W takim razie oddawaj kwiaty - roześmiał się
- No jasne, kto daje i zabiera ten się w piekle poniewiera Anderson – i wytknęłam mu język
- I tak tam trafię, więc oddawaj
- No ej, proszę nie zabieraj mi są takie piękne- powiedziałam i powąchałam bukiet, naprawdę był piękny.
- No niech Ci będzie, ale coś za coś – zaśmiał się i wskazał palcem na swój policzek.
- Wariat- zaśmiałam się, wspięłam na palce, aby mu „podziękować”, ale to nie wystarczało.
- Jesteś za wysoki- wygięłam usta w podkowę
- No dobra schylę się krasnalu- no i oberwał pięścią w brzuch
-Słucham?! Przeginasz Anderson- skrzyżowałam ręce na piersiach
- Obrażona też jesteś fajna- i znowu ten uśmiech pod którym nie jednej dziewczynie ugięły się kolana.
- Oj Anderson, napijesz się czegoś?- zapytałam zmierzając do kuchni
- Nie dziękuję, zaraz musze się zbierać o 18 mamy mecz w Gdańsku
- To co ty jeszcze robisz w Bełchatowie?
- No właśnie do tego zmierzam, chciałabyś może pojechać tam ze mną?
- Może i bym chciała, ale nie mogę niestety – zrobiłam smutną minę
- Może?- uniósł brew do góry, a ja się zaśmiałam. – Inne plany?
- Studiuje, popołudniu mam zajęcia, ale obiecuję, że będę trzymać kciuki- szeroko się uśmiechnęłam
- Spróbowałabyś nie. Jutro koło południa powinniśmy być już z powrotem, może wpadniesz na trening?
- To chyba nie jest najlepszy pomysł- powiedziałam, ale widząc jego minę oczekuje jakiegoś wyjaśnienia
- Wytłumaczę Ci to kiedyś, a teraz leć, bo nie zdążysz i Miquel mnie zabije – tym razem po wspięciu się na palce dosięgłam policzka Matt’a i złożyłam pocałunek na nim.
- Na razie mała – i uśmiech nr. 3.
- Na razie głupolu- odwzajemniłam uśmiech i pokazałam jeszcze zaciśnięte kciuki. Matt zniknął z pola widzenia. Chyba zacznę sobie notować gdzieś te jego reakcje i firmowe uśmieszki – pomyślałam i zaśmiałam się.
W kuchni wstawiłam kwiaty do wazonu i postawiłam na stoliku w salonie.
O 14 mam mieć dwa wykłady, do 18 powinnam być już w domu. Mam nadzieję.
Włączyłam TV, odszukałam swój ulubiony kanał muzyczny i zabrałam się za sprzątanie. Trzeba tu trochę ogarnąć i wstydu nie robić. Nawet nie wiem kiedy, a dwie godziny minęły. Poszłam do sypialni, wzięłam białe rurki i bordowy sweterek. W łazience ubrałam się, rozczesałam włosy i poprawiłam makijaż. Gotowe! Wzięłam torebkę, zawinęłam po drodze telefon i klucze. Zamknęłam mieszkanie i pognałam na uczelnie.